poniedziałek, 18 listopada 2013

tatdool czyta 3.

Ta książka PRAWIE idealnie wstrzeliła się w to co myślę.
"W Paryżu dzieci nie grymaszą" Pameli Druckerman- Amerykanki, która wyszła za mąż za Anglika i zamieszkali sobie we Francji, a konkretnie w jej stolicy. Można by rzec- MISZMASZ- ratuj się kto może ;)!

Autorka koncentruje się głównie na różnicach między wychowaniem amerykańskim a francuskim (jeśli w ogóle można użyć takiej nazwy). Opisuje historię swojego dojrzewania jako matka na absolutnie obcym sobie gruncie- zdaje się na otaczające ją koleżanki i swoją intuicję- bądź co bądź czysto amerykańską;)

Dlaczego chciałam ją przeczytać? A ponieważ czytam regularnie od kilku już lat 3 blogi matek z USA. Wydawało mi się, że ich  sposób wychowania jest idealny, jednak jakiś czas temu stwierdziłam, że to co mnie urzeka to zdjęcia.. cóż, dotyczy to również kilku polskich parentingowych blogów (ale o tym może kiedy indziej;P).
Ale przejdźmy do sedna.. Książka podzielona jest na rozdziały i kilka z nich po trosze opiszę.


* Bezsenne noce- we Francji stosuje się tzw "trening snu" - dziecko płacze w nocy? nie staję na baczność, odczekam kilka minut, może to tylko "kaprys", co często dawało francuskim rodzicom (i ich dzieciom) przespane noce po 2-3miesiącach.
Noooooo, łatwo powiedzieć- trudniej zrobić, prawda?;)

*Zaczekaj- o ile w Ameryce jest kilka obozów rodziców, którzy: a) uważają, że dzieci powinny jeść o ustalonych porach b) uważają, że dzieci powinny jeść, wtedy, kiedy są głodne c) polegają na harmonogramach wieluuu, wieluuuuuuu posiłków w ciągu dnia (nawet 10ciu), o tyle we Francji panuje swego rodzaju rygor- 4 i basta ( dotyczy to dzieci już 4-5miesięcznych). Dzieci tak przystosowują się do tego harmonogramu, że potrafią wytrzymać ok 4 godzin  bez jedzenia.
Trudne to się wydaje, ale w sumie.....ułatwiłoby życie;)
Trochę w tym rozdziale o grzeczności- dziecko francuskie wie doskonale, że nie wszystko będzie takie, jak sobie zażyczy. Wie i rozumie słowo "nie".

*Żłobek - to we Francji miejsce, gdzie po prostu po skończonym urlopie macierzyńskim "oddaje się: dziecko i młode matki nie mają z tym większego problemu. W USA jest to podobno nie do pomyślenia .
A u nas? Sama zastanawiam się nad żłobkiem- na dniach chcę poszukać i zapisać w razie czego... pewnie i żłobek i niania mają swoje wady i zalety, ale każde dziecko inne jest, czego innego potrzebuje, więc po prostu warto próbować.

 *Bebe au lait- trochę o karmieniu piersią, trochę o kobiecości w pierwszych miesiącach po urodzeniu dziecka. W USA nadal nacisk kładzie się na tzw MILF (mother I'd like to fuck) czyli seksownej mamuśki- kobieta ma szybko schudnąć, mieć zawsze pomalowane paznokcie i najmodniejsze ciuchy. Z kolei we Francji nie ma (niby) tak silnej potrzeby, wg nich "macierzyństwo nadaje kobietom pociągającą aurę plenitude (szczęścia i energii ducha)" i to jest dla nich definicją pięknej młodej mamy:)

*Doskonała matka nie istnieje- ach...piękne zdanie;), na początku trochę o powrocie matki do pracy (z reguły 3 miesiące)- matka pracująca, spełniająca się= matka szczęśliwa. Pięknie brzmi, ale chyba jednak będę wdzięczna za nasz polski rok macierzyńskiego;) Ale przejdźmy do sedna...matka Francuzka nie skacze wokół dziecka na placu zabaw tylko spokojnie obserwuje je z ławki, na pikniku ona plotkuje z koleżanką a ich dzieci bawią się wspólnie obok. Nie ma potrzeby na bezustanne śpiewanie, czytanie i skakanie wokół dziecka- te chwile powinny przeplatać się z odpoczynkiem i ciszą.  Nie ma tu miejsca na Amerykankę, która na poczet 24 godzinnej opieki na dziećmi (zawieź, przywieź, obudź, nakarm, uśmiechaj się) rezygnuje z samorealizacji. Gdy francuska mama ma wolne- to MA WOLNE.
Eureka!;)

*Caca boudin- tłumacząc na polski- kupoparówka:D  Trochę tu o przeklinaniu, ale ja chcę się skoncentrować na grzeczności- Przyznaję bez bicia, że czuję DOSŁOWNIE odrazę  do dzieci, które nie mówią "dzień dobry", "do widzenia", dziękuję" - mam na nie ALERGIĘ, nie ważne jak ślicznusie i pachnące by były. We Francji słowo bonjour jest jednym z najważniejszych. Gdy jego rodzinny dom odwiedzają goście- dziecko powinno zejść i się przywitać. Koniec kropka. Oczywiście i dzieci francuskie mają chwile nieposłuszeństwa- spotyka się to jednak z dezaprobatą rodziców, przy czym z ich świadomością, że po prostu czasem tak jest.

W książce jest jeszcze kilka zdań o autonomii młodego człowieka- nie panikujemy, gdy się skaleczy, nie pozywamy przedszkolanki za nabitego podczas zabawy guza, nie tolerujemy "skarżepyty";), itd.



All in all, myślę sobie, że książka mogłaby też nosić tytuł " W Europie dzieci nie grymaszą" ;)



2 komentarze:

  1. o boże... jaką mam teraz chcicę na pistacje...

    OdpowiedzUsuń
  2. tym razem były pełne!;P dokładnie patrzyłam co wsypuję do woreczka...;P już nie dam się WYCYCKAĆ kerfurowi;P

    OdpowiedzUsuń