piątek, 27 grudnia 2013

a w szpitalu...

nooo w szpitalu nie było tak źle;)
byłam, jestem i będę przerażona postami/ opiniami kobiet o katastrofalnej wręcz opiece szpitalnej.
gdy już wybrałam "miejscówę" często byłam pytana, dlaczego akurat ten szpital?  były dwa powody- po pierwsze jest tam oddział ratunkowy/neonatologiczny dla noworodków, więc w razie tfu tfu- oszczędziłabym maleństwu transportu, a po drugie, odwiedzający nie mają wstępu na salę poporodową, wizyty odbywają się w pokoju odwiedzin ( nie chciałam, aby moje ewentualne depresje, smutki, burzę hormonów oglądali tatusiowie, dziadkowie, babcie, itp. itd...)
Nie przejmowałam się OGÓLE opiniami w internecie, na które i tak natknęłam się przypadkowo (gdzie się podziały te czasy, kiedy wpisując nazwę szpitala, nie wyskakują najpierw fora????) - twierdzę, że dużo zależy od samego stosunku pacjentki (czysto roszczeniowe), i oczywiście jeszcze więcej od ...niestety, od tego na jaki dyżur się akurat trafi. No niestety, są ludzie i...
Ja pojechałam nastawiona pozytywnie i te trzy dni (tak- myślę, że mój krótki pobyt też wpłynął na moje zdanie na temat szpitala;)) spędziłam całkiem znośnie. W gruncie rzeczy, jedyne, co mnie wkurzało to te jarzeniówy, wstrętne światła, no i to, że czasem sprzątaczka nie zamknęła za sobą drzwi;P

Ale wracając do reszty personelu- lekarze trochę mnie olewali na rzecz mojej "współlokatorki", która miała o wiele cięższy poród, no ale widocznie tak miało być, bo póki co, wszystko goi się idealnie. Położne w porządku, nawet, gdy zwracały mi na coś uwagę (noooo , że np pielucha tył na przód;P, albo, że za dużo kremu na tyłek, robiły to super delikatnie. Gdy mała miała nieciekawe wyniki w pierwszej dobie, informacje przekazywały w taki sposób, że nie panikowałam, tylko cierpliwie czekałam na kolejne pobranie/wyniki.
Ale...prawdziwymi bohaterkami były dla mnie POŁOŻNE LAKTACYJNE- kobity pracują tam od poniedziałku do piątku, a kontrakt maja do 19 grudnia, dzięki czemu idealnie się wpasowałam :)
Otóż miałam duże problemy z przystawieniem Jagody- ale tu spotkałam się z szybką reakcją- plan był taki: 1- próba przystawienia/ewentualne przystawienie
2- dokarmianie MM
3- odciąganie pokarmu i dokarmianie przy następnym karmieniu

Nie -nie wściekłam się na MM, jak co niektóre kobiety. Serio- nie rozumiem tego szału, jaki w niektórych kobietach wywołuje karmienie piersią- ok, najzdrowsze- PERFEKCYJNE, ale czasem po prostu to się nie udaje, i nie oceniajmy kobiet, którym NAWET po kilku dniach mozolnego bezowocnego przystawianie może zabraknąć już sił i chęci.
Nie miałam najmniejszych problemów z dokarmianiem MM, nie miały go też położne. Dlaczego tak spokojnie podeszłam do tej sprawy??? Nie wiem- może dlatego , że jedna z pań uświadomiła mi, że Jagoda jest wcześniakiem pokarmowym (38tydz) i musi po prostu dojrzeć do cyca;).
Jak widać, pobyt w szpitalu minął mi spokojnie, po prostu walczyłam trochę z piersią (zaznaczam, że już po pierwszym płaczu odstawiałam małą- nie widziałam sensu w męczeniu jej w pierwszych dniach życia), ściągałam pokarm i dokarmiałam mm. A wszystko po to, byśmy spokojne wyruszyły do domu w trzeciej dobie:)

Czy opłacało mi się takie nastawienie???
 Wypuścili nas w sobotę i wieczorem miałam nawał- zaczęło się solidne (w końcu!) odciąganie, i okazało się, że nie potrzebuje już tyle mm:) W niedzielę, (dzięki nakładkom na sutki- wskazanym przez położne lakt) zaczęłam karmić piersią:) Po 20 min przy każdej:) MM??? może raz- dwa razy dziennie...
Wprawdzie od kilku dni mamy mały kryzys- po 10, góra 15 min przy każdej piersi, ale nie martwię się- minie. Zresztą po wizycie położnej wiemy, że Jagoda ładnie przybiera, więc zostało nam tylko czekać na kolejną wizytę patronażową:)


Pozdrawiamy!

niedziela, 22 grudnia 2013

kilka zdań o 11 grudnia 2013:)

Tak, jak sobie po cichu wymarzyłam- Jago była z nami na wigilii z przyjaciółmi, którą organizujemy co rok od kilku dobrych lat- to było nieśmiałe marzenie, którego spełnienia się nie spodziewałam, nawet gdy leżałam już na sali porodowej;)

A zaczęło się od ktg, które robiłam 3grudnia, i z którego nic nie wynikało- lekarz kazał przyjść na kolejne za tydzień. Ja wybrałam sobie środę ;P - w końcu w poniedziałek i wtorek mam korepetycje;P
Tydzień mijał spokojnie, w sobotę miałam baby shower, w niedzielę odwiedziliśmy rodziców ( a co tam 100  km...) , a we wtorek  miałam jeszcze wizytę kumpeli, której zabrakło w sobotę. Męczył mnie katar , myślałam, że to z tego względu nie spałam od  1 do 5 nad ranem! No ale wstaje nowy dzień, wychodzimy z mężem ( który w ten dzień miał przygotowywać wigilię dla firmy). W biegu chwytam jeszcze kanapkę, L4 do pracy (jest blisko a przy okazji odbiorę bony na święta;P). Po drodze pytam nieśmiało B. że może tak kawka z Maca.....?)- odmowa;/
Dojeżdżamy, turlam się na łóżko, patrzę i oczom nie wierzę- no skurcze mam!!!(w tym czasie mąż już pojechał do pracy, miał wrócić za godzinę). Po badaniu pokazuję ktg lekarzowi (na korytarzu, w tej chwili dochodzi mąż), który stwierdza- noooooo, należałoby wybrać się na IP. CUUUUOOOOOOOOOOOOOOOO??????? pytam , czy to już, jak to, teraz???!?! a mogę wieczorem????
Nie.
Odwracam się w stronę B. a on zielony.
Jeszcze w windzie uspokajam go, mówię, że przecież czasem się ląduje na IP, a poza tym ja nic nie czuję :D
No kuźwa- brzuch wysoko, wody na miejscu, zero bólu, zero PRZECZUCIA. Ale w głowie świta mi już myśl- ładna data= 11.12.13 ;)
Przed odjazdem stwierdzam- najpierw do pracy;P i tak oto powstała plota, że z bonami pojechałam na porodówkę;)

Na IP najpierw  sceptycznie na mnie patrzą, ale po ktg i rozwarciu (o maaaaaaaaaamoooooooooooooooooo) każą mi się przebrać, a ja stwierdzam , że przeciez nie mam torby (nikomu nie przyznaję się, że nie mam jej SPAKOWANEJ) więc patrzę na szmatkę zieloną i przerażona przypominam sobie, że mam dziś na sobie majtki w RENIFERY i skarpety w KOTY.
super. Na szczęście dostaję jakieś niebieskie wdzianko i niczego nie widać;P
Na sali czekam już na męża z torbą:) dzielnie spakował PRAWIE wszystko, kupił słodycze, gdy już otwierałam buzię do czekoladki, położna wyje- NIE JEMY!!!
WTF!!!?!?!?!!!!?! No jak ja mam rodzić- z katarem, po nieprzespanej nocy i jedną kanapką w brzuszku?!
Na porodówce siedzimy sobie, spacerujemy, skaczemy na piłce, rozwiązujemy krzyżówki, po jakichś 7godzinach zaczyna boleć. Coraz mocniej i mocniej i mocniej, aż proszę B. żeby zapytał o jakieś znieczulenie- odpowiedź mnie zniewala- JUŻ ZA PÓŹN0!


WHAT?!?!!?!?!??!?!?!?!?!

 no i po godzinie wypchana zostaje Jagoda:) nie płacze, co mnie trochę martwi, ale po chwili zaczyna skwierczeć, dają mi ja na silnie drżące ciało i jedziemy sobie do sali poporodowej, gdzie jeszcze mogą być tatusie;) Spędzamy tam jakieś 3 godzinki, a potem jestem odwieziona do kolejnej sali, gdzie wstępu nie mają odwiedzający (wybrałam szpital, gdzie odwiedziny są w pokoju odwiedzin a nie na salach). Zasypiamy...Jestem oszołomiona...... ale co działo się potem, jakie perypetie miałam z karmieniem,a jakie mam teraz, co działo się w szpitalu- o tym wkrótce:)

wtorek, 17 grudnia 2013

Jagoda :)

tak więc... drugą świąteczną randkę z projektu spędziliśmy na porodówce- gdy znajdę czas, opiszę conieco;)



z dziś:)
 z pierwszego wieczoru w domu:)
 :)

wtorek, 10 grudnia 2013

projekt: świąteczna randka #1

Zainspirowana pewnym postem, postanowiłam wcielić w nasze życie grudniowy projekt: "Twelve dates of Christmas", czyli ....
nie mamy zbytnio pomysłów na prezenty świąteczne dla nas dwojga, mnie to nie rajcuje już od dawien dawna. B. ma podobnie. Dodatkowo, nie wiemy, gdzie spędzimy Wigilię/ Święta. Wszystko jest wielką niewiadomą. Rozwiązanie?
Spędźmy ze sobą miło grudniowe dni/wieczory i niech to będzie nasz prezent..
Plan obejmuje 12randek, nie wiem, czy się wyrobimy, kto wie- może jedna z randek będzie na porodówce??? Ha!  No kto taką miał?;)
Zainicjowaliśmy projekt wczoraj- domowe spa:) ja mu dłonie, on mi stopy;)
Zobaczymy, co przyniosą kolejne dni (kilka pomysłów czeka na realizację)
Myślę, że to fajna tradycja, tym bardziej, że zaczynamy ją w charakterystycznym punkcie naszego życia- za rok projekt przyjmie pewnie nazwę " Twelve family dates" ;)


oczywiście, uważam, że jest to idealny projekt także dla rodzin, które mają sprecyzowane plany na TE dni- w tak zabieganym miesiącu, jak grudzień, każdemu przyda się pół godzinki wytchnienia i porządnej przyjemności- przecież znienawidzone zakupy można zwieńczyć pysznym ciachem w pobliskiej kawiarni i od razu człowiek się uspokaja ;)


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Baby shower

doczekałam się..:) dzień, w którym miałam PRAWIE swoją imprezę, gdzie nie ruszyłam nawet paluszkiem w kwestii organizacji. Ba! Zostałam nawet zawieziona na miejsce;)
Był tort :) nie Jagodowy, ale wiśniowy, a to jest owoc idealny  w tortach.. Był śliczny, Jagodę sobie zostawiłam na pamiątkę, muszę obczaić jaki termin ważności- dałabym do possania tej prawdziwej:D


Było strojenie brzuchola, konkursy, opowiadania...;)
I gifty :D (śliniaczek, książka "Zaniedbana mama", handmadowy obraz- to taki nasz zwyczaj.mam wrażenie, że każdy spośród moich znajomych ma coś z utkanych wspólnie zdjęć;), i boniki do hurtowni dziecięcej, bo N. zgłupiała na dziale z chustami;D)



no właśnie- jakie chusty polecacie???

poniedziałek, 2 grudnia 2013

let's finish it, november!

dziś fotopost.
dobra kawa, dobra szklanka, dobre czasopismo

 dobre śniadanie
 dobra organizacja
 dobry kot
dobre prasowanko


jeszcze nikomu nie zaszkodziły ;)

wtorek, 26 listopada 2013

HELP ME #3

Dziś na tapecie KĄPIEL, PRZEWIJANIE I PIELĘGNACJA PĘPKA

- wanienka
mamy taką połączoną z przewijakiem, pod spodem są jeszcze 2półki, co wydaje się być fajnym rozwiązaniem w naszym małym mieszkanku;)
zdjęcie osobliwe-wiem- dziś jestem w trakcie porządkowania dokumentów i zajęłam przewijak, tymczasowo miejscówę Morisa.
Aha- wanienko-przewijak jest po/od znajomych- wiadomo- trochę ucierpiał, ale potrzebował szuru buru i nakładki frotte, która aktualnie na stercie do wyprasowania;)

- miseczka
najlepiej plastikowa do tzw mycia "na sucho"

- ręcznik z kapturkiem
na razie mamy jeden. Wiem, że kroi się baby shower więc nie szaleję;P

- myjka
tu ciągle się zastanawiamy ( dżizas te dylematy ;P) BOOOOO  czy dłoń ukochanego ojca nie wystarczy ;)?

- termometr do wanienki
niby łokieć niezawodny, ale ja tam lubię kąpiele/prysznice super gorrrrące więc nie ma co na matce polegać;) zresztą to tylko jakieś 5 zł 

- kosmetyki do kąpieli
na razie mamy wersje próbkowe- nie wiem co będzie odpowiadać, więc nie szaleję... ale z chęcią poczytam o propozycjach...;)



-kosmetyki po kąpieli
tu podobnie- próbki, nie wiem ABSOLUTNIE  co będzie najlepsze, więc poczekam, aż się z Jago trochę zapoznamy;)

- specyfiki przeciw odparzeniom
i znowu próbki...

- sól fizjologiczna (na spokojny początek ok 10szt po 5ml)
do oczu/nosa/pępka...

- Octanisept
pępol

-gaziki jałowe (5pakietów po 3szt)
wiadomo- oczy

- szczotka do włosów
z zdjęcia usg wynika, że Jago będzie miała nie tylko pokaźny nos ale irokeza. Zależy mi na mięciutkiej szczotce, która będzie też przyjemnie masowała, naturalne włosie najlepsze podobno, ale niektóre "naturalne" są nienaturalnie białe i jak dla mnie takie trochę yyyy rzadkie- najbardziej podoba mi się włosie koloru ciała i gęsto "utkane";)

- nożyczki do paznokci
kupiony mini zestawik- mąż zadecyduje, czy zostaniemy przy nim, w końcu to będzie jego zadanie- ma doświadczenie w kocim manicure...


- płatki kosmetyczne duże
oby nie zostawiały po sobie resztek..

- mokre chusteczki
trafiliśmy na promocję i wzięliśmy, aczkolwiek znam małą gadzinkę, która jest pielęgnowana bez chusteczek i też daje radę ;) tak czy siak, myślę, że podczas wyjazdów będą rozwiązaniem idealnym

- pieluchy jednorazowe

- spray do nosa/ aspirator
na początek nastawieni jesteśmy na sól, potem pewnie jakaś woda morska (hehe, nie - nie reklamowany przez Szanujących Się Blogerów Marimer;P), aspirator mnie lekko przeraża.

- uszy...
o zdjęciu zapomniałam, ale mamy AudiBaby- jest tam 10ampułek, które można stosować (także profilaktycznie) od 1dnia życia (1xtydzień 1ampułka na parę)


Czekam na Wasze opinie/propozycje, a tymczasem popatrzę sobie znam żelazka na ŚNIEG, który ZASYPUJE Gdańsk:)

uwielbiam śnieg. 


poniedziałek, 18 listopada 2013

tatdool czyta 3.

Ta książka PRAWIE idealnie wstrzeliła się w to co myślę.
"W Paryżu dzieci nie grymaszą" Pameli Druckerman- Amerykanki, która wyszła za mąż za Anglika i zamieszkali sobie we Francji, a konkretnie w jej stolicy. Można by rzec- MISZMASZ- ratuj się kto może ;)!

Autorka koncentruje się głównie na różnicach między wychowaniem amerykańskim a francuskim (jeśli w ogóle można użyć takiej nazwy). Opisuje historię swojego dojrzewania jako matka na absolutnie obcym sobie gruncie- zdaje się na otaczające ją koleżanki i swoją intuicję- bądź co bądź czysto amerykańską;)

Dlaczego chciałam ją przeczytać? A ponieważ czytam regularnie od kilku już lat 3 blogi matek z USA. Wydawało mi się, że ich  sposób wychowania jest idealny, jednak jakiś czas temu stwierdziłam, że to co mnie urzeka to zdjęcia.. cóż, dotyczy to również kilku polskich parentingowych blogów (ale o tym może kiedy indziej;P).
Ale przejdźmy do sedna.. Książka podzielona jest na rozdziały i kilka z nich po trosze opiszę.


* Bezsenne noce- we Francji stosuje się tzw "trening snu" - dziecko płacze w nocy? nie staję na baczność, odczekam kilka minut, może to tylko "kaprys", co często dawało francuskim rodzicom (i ich dzieciom) przespane noce po 2-3miesiącach.
Noooooo, łatwo powiedzieć- trudniej zrobić, prawda?;)

*Zaczekaj- o ile w Ameryce jest kilka obozów rodziców, którzy: a) uważają, że dzieci powinny jeść o ustalonych porach b) uważają, że dzieci powinny jeść, wtedy, kiedy są głodne c) polegają na harmonogramach wieluuu, wieluuuuuuu posiłków w ciągu dnia (nawet 10ciu), o tyle we Francji panuje swego rodzaju rygor- 4 i basta ( dotyczy to dzieci już 4-5miesięcznych). Dzieci tak przystosowują się do tego harmonogramu, że potrafią wytrzymać ok 4 godzin  bez jedzenia.
Trudne to się wydaje, ale w sumie.....ułatwiłoby życie;)
Trochę w tym rozdziale o grzeczności- dziecko francuskie wie doskonale, że nie wszystko będzie takie, jak sobie zażyczy. Wie i rozumie słowo "nie".

*Żłobek - to we Francji miejsce, gdzie po prostu po skończonym urlopie macierzyńskim "oddaje się: dziecko i młode matki nie mają z tym większego problemu. W USA jest to podobno nie do pomyślenia .
A u nas? Sama zastanawiam się nad żłobkiem- na dniach chcę poszukać i zapisać w razie czego... pewnie i żłobek i niania mają swoje wady i zalety, ale każde dziecko inne jest, czego innego potrzebuje, więc po prostu warto próbować.

 *Bebe au lait- trochę o karmieniu piersią, trochę o kobiecości w pierwszych miesiącach po urodzeniu dziecka. W USA nadal nacisk kładzie się na tzw MILF (mother I'd like to fuck) czyli seksownej mamuśki- kobieta ma szybko schudnąć, mieć zawsze pomalowane paznokcie i najmodniejsze ciuchy. Z kolei we Francji nie ma (niby) tak silnej potrzeby, wg nich "macierzyństwo nadaje kobietom pociągającą aurę plenitude (szczęścia i energii ducha)" i to jest dla nich definicją pięknej młodej mamy:)

*Doskonała matka nie istnieje- ach...piękne zdanie;), na początku trochę o powrocie matki do pracy (z reguły 3 miesiące)- matka pracująca, spełniająca się= matka szczęśliwa. Pięknie brzmi, ale chyba jednak będę wdzięczna za nasz polski rok macierzyńskiego;) Ale przejdźmy do sedna...matka Francuzka nie skacze wokół dziecka na placu zabaw tylko spokojnie obserwuje je z ławki, na pikniku ona plotkuje z koleżanką a ich dzieci bawią się wspólnie obok. Nie ma potrzeby na bezustanne śpiewanie, czytanie i skakanie wokół dziecka- te chwile powinny przeplatać się z odpoczynkiem i ciszą.  Nie ma tu miejsca na Amerykankę, która na poczet 24 godzinnej opieki na dziećmi (zawieź, przywieź, obudź, nakarm, uśmiechaj się) rezygnuje z samorealizacji. Gdy francuska mama ma wolne- to MA WOLNE.
Eureka!;)

*Caca boudin- tłumacząc na polski- kupoparówka:D  Trochę tu o przeklinaniu, ale ja chcę się skoncentrować na grzeczności- Przyznaję bez bicia, że czuję DOSŁOWNIE odrazę  do dzieci, które nie mówią "dzień dobry", "do widzenia", dziękuję" - mam na nie ALERGIĘ, nie ważne jak ślicznusie i pachnące by były. We Francji słowo bonjour jest jednym z najważniejszych. Gdy jego rodzinny dom odwiedzają goście- dziecko powinno zejść i się przywitać. Koniec kropka. Oczywiście i dzieci francuskie mają chwile nieposłuszeństwa- spotyka się to jednak z dezaprobatą rodziców, przy czym z ich świadomością, że po prostu czasem tak jest.

W książce jest jeszcze kilka zdań o autonomii młodego człowieka- nie panikujemy, gdy się skaleczy, nie pozywamy przedszkolanki za nabitego podczas zabawy guza, nie tolerujemy "skarżepyty";), itd.



All in all, myślę sobie, że książka mogłaby też nosić tytuł " W Europie dzieci nie grymaszą" ;)



środa, 13 listopada 2013

HELP ME # 2

 Dziś torba/ torby do szpitala. No właśnie...planuję jedną, ale czytałam, że co niektóre biorą ze sobą 3- jedną na salę porodową, drugą na salę położniczą a trzecią dla dziecka. Eeee ....?

 W tym temacie mam sporo braków, ale liczę na Waszą pomoc:)

 Naczinajem.....< a piszę do Was spuchniętymi paluchami>

1. Rzeczy potrzebne na sali porodowej

-szlafrok- nie wiem, czy cienki czy gruby- bardziej kłaniam się cienkiemu- wydaje mi się, że w szpitalach jest wysoka temperatura, a ja od wieki wieków wolę za zimno niż za ciepło;P

- koszula (rozpinana od góry) - nie mam jeszcze- nie są zbyt gustowne;P, a tak na serio to trafiłam ostatnio na JEDNOKOLOROWĄ BEZ KWIATKÓW w Auchan- 30zeta a podejrzewam, że jedna to za mało.....e?

- kapcie/ skarpetki- kapcie mają być za duże bo stópki sobie spuchną <tak na marginesie- na jak długo może zostać ta opuchlizna, bo słyszałam o dziewczynie, która jeszcze pół roku po porodzie ma cały czas nr buta wiekszy o jeden rozmiar!!!!! dżizas a tak lubię moje 36>
...a skarpetki- biorę jedne grube i kilka par(2?) cienkich


-kosmetyki dla mamy...myślałam o wodzie w mgiełce do chłodzenia twarzy (nie mam eszcze) i olejku do masażu..coś jeszcze na salę porodową?????


-ręcznik- biorę jeden/ewentualnie Mąż dowiezie i jeden mały do "ocierania potu z czoła" buhaha- taaaaa będę się ja śmiać. oj będę.


-ręczniki jednorazowe (HĘ???)

- woda mineralna/ coś słodkiego-noooooooooo tu to dam popis ;P    kupię małe butelki wody i COŚ CZEKOLADOWEGO :D tego to się nie mogę doczekać

- dowód,  karta ciąży i ostatnie wyniki badań. Aha- czy potrzebna jest jakaś pisemna zgoda na uczestnictwo w porodzie osoby towarzyszącej????

- żel położniczy .... no właśnie- podobno cholerstwo drogie, ale też i poważnie ułatwiające wyślizg dziecka... słyszałam o firmie Natalis.. czy któraś z Was stosowała?

- ręcznik lub ciepła pieluszka do okrycia JJ na moim brzuchu... - jaki ręcznik, jaka pielucha.....?tetra/flanela???

- rożek , pieluszka tetrowa, pieluszka jednorazowa, kaftanik, śpioszki.....

- podusia...e?????





Ahhhhhh no i rzeczy dla taty:D
-lekkie ubranie na czas (ws)parcia
-kapcie (heh mamy w domu takie,że raczej nie nadają się:D, ale cóż jego ulubione;P
 serio- chyba trzeba sobie zakupić  KAPCIE WYJŚCIOWE ;P
-woda do picia- no przecież się podzielę...
-coś do jedzenia (batona już nie oddam)
- aparat ( NOOOOOO WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAY!!!!!)
- drobne do automatu




2. Rzeczy potrzebne na oddziale położniczym

-staniki do karmienia (jeszcze nie mam ale się rozglądam;P), czarne majtki

- wkładki laktacyjne (te są wypróbowane, bo towarzyszą mi już jakiś czas- nie za drogie i trzymają się;) a dlaczego to ważne? a bo słyszałam o kobicie, której się odkleiły od stanika i wykręciły na druga stronę, gdy chciała się ich pozbyć, tak je oderwała, że poraniła brodawkę;/  i wypadła z przyjemnego karmienia na kilka dni...


- Tantum Rosa (saszetki) ile????
-Koło do siadania ( nie obejdzie się bez????)
- Maść do pielęgnacji brodawek- mam dwie próbki firmy Mustela - podobno w razie problemów w szpitalu powinna wystarczyć jedna. Słyszałam, że Ziajka jest dobra ( i tania) Macie jakieś typy???
- ręcznik dla mamy (chyba drugi...)
- ręcznik jednorazowy (?)
- kubek, sztućce ( jeśli nie chcemy korzystać ze szpitalnych...)
- kosmetyki dla mamy, papier toaletowy (w szpitalach podobno jest szary zajączek:D- ja tam lubię te mięciusie puchate;P) biorę- żel pod prysznic, szampon, tonik, antyperspirant, pastę i szczotkę do zębów, krem do twarzy- co jeszcze???????


-majtki poporodowe- echhhh

- pampersy- ok 30sztuk. I tu biorę Dadę z Biedry- dlaczego? Ano podobno dla niedoświadczonych w przewijaniu rodziców na te pierwsze dni są najwygodniejsze;)


- pieluchy tetrowe (ok. 5 sztuk)
- pieluchy flanelowe (ile?)
- ręcznik dla dziecka, kocyk, niedrapki, skarpetki, czapeczka, 2-3 zmiany kaftanika, śpioszków, body
ha! mam już kocyk (sówki <3 i niedrapki :D dzięki Auchan:))


-butelka- mam 125ml- będzie ok? zakładam, że będę karmić piersią ;)

-ładowarka i gazety ( będę miała czas ???;P)
- ubrania na powrót :) czyli co?:D koszulki męża?:P



ah i końcowe wątpliwości co do pobytu w szpitalu....
- laktator czy odciągacz????
- brać krem na twarz dla noworodka  gdy będziemy szczęśliwie opuszczać szpital???
-osłonki na piersi????
-pojemnik na pokarm????



I już NA SERIO na koniec;P
Nie wiem, czy przesadzam, czy nie....jeśli komuś wydaje się, że tak, na usprawiedliwienie napiszę, że nasz termin to 25 grudnia. Wolę więc mieć wszystko przygotowane wcześniej, bo możemy nie mieć możliwości  szybkich zakupów nawet w naszym 24ha Tesco;)


Pozdrawiam i czekam na wskazówyyyyyy.

czwartek, 7 listopada 2013

HELP ME # 1

No to zaczynamy...
Na razie od ubranek dla noworodka (lista została zrobiona przez moją szkołę rodzenia). Liczę na ewentualne wskazówki- gdyż Jago przychodzi na świat w grudniuuuuuuu.

Kaftanik- 2 sztuki/ mam 2
Sweterki/bluzy- 2 sztuki/ mam 3
No właśnie i tu pojawia się pierwsze pytanie- Może więcej sweterków/bluz???? w końcu zimna, no ale przecież w domu nie będzie 0 stopni....
jeśli chodzi o ubrania ze zdjęcia to tylko jedne kupione przeze mnie (biały kaftanik w pepco za 7,99) reszta- spady po znajomych;)


Body z krótkim i długim rękawem rozpinane z przodu- 4 sztuki/ mam 7 ale NIE ROZPINANE Z PRZODU- cholera nie mogę znaleźć!!!
I tu pytanie- nie za mało tych na długiiii???
 Pasiak- spad, renifery- z wymianki odzieżowej, szop- mój zakup z h&m (komplet ze spodniami i czapką- 39,99)
fioletowy w kwiaty- tesco albo carrefour- 12zł, niebieski- z wymianki, lwi i rockandrollowy;)- spady




Śpioszki- 4 sztuki/ mam 3
No właśnie- czy w pajacyku kłaść spać to zwyrodnienie;P??? bo tych drugich mam za to w nadmiarze;P


czerwony frotte- z wymianki, reszta- spady

Pajacyk- 2 sztuki/ mam...9


żółty i pasiak kupione w Stanach, pozostałe to spady lub łupy wymiankowe


czapeczki- 2 sztki/ mam 2 ale....
ciągle szukam  porządnej ciepłej najlepiej polarowej
pasiak z kompletu h&m, a biała jest.... po moich chrzcinach:D także właśnie wybija jej 27 rok;P


kombinezon- 1 sztuka/ mam 2
długi myśleliśmy, oglądaliśmy, dotykaliśmy i w końcu zdecydowaliśmy się...kupiliśmy w sklepie- wolę obmacać i nawet kupić trochę drożej niż na chybił trafił w necie.

fioletowy z rękawiczkami i "butkami" ze smyka- 109,99zł, różowy  ma ponad 20 lat;) nie ma podziałki na nogi, ale myślę, że się przyda, przynajmniej w pierwszych tygodniach. 



Skarpetki- 2 pary/ mam 13
okokokok..... na początku ciąży zaszalałam właśnie ze skarpetkami;)


biedrony z soxo (ok10zł), czarne robione na drutach- spad, jednokolorowe- z warsztatów/szkoły rodzenia, pozostałe kupione w Stanach


Niedrapki- 2 pary/ nie mam ani jednej- do tej pory spotkałam tylko w jednym sklepie, nie kupiłam, żałuję, mam nadzieję, że znajdę do czasu, żeby Jagoda nie miała skarpet na dłoniach....chociaż tych mam w nadmiarze;P    GDZIE NIEDRAPKI   HĘĘĘĘ???

Pieluchy flanelowe- 5 sztuk/ nie mam ani jednej;/  kto poleci sklep- niedrogo a flanelowo????

Pieluchy tetrowe- 10 sztuk/ mam 7
No i tak..... nie chciałam kupować zestawu 10ciu, boooo  chcę też kilka kolorowych/ we wzory- coraz więcej znajomych ma niemowlaki lub oczekuje- w razie wizyt- się nie pomylą;P    na razie mam jedną z pepco i to chyba tam kupię resztę (3)

 kolorowa z pepco za 3.99, jedna biała z pepco za 2,99 i 5 białych z carrefoura za 2,49


Kocyk- 1/ nie mam;/  ciągle chodzę , macam i zdecydować się nie mogę... doradzicie????



Rożek- 1 sztuka/ mam hmmm 2?
jeden jest typowy, drugi trochę mniej i w zasadzie nie wiem nawet czy to rożek;)


różowo-żółty -spad, mięciusi plusi ze Stanów za 7$ , widziałam też u nas w TkMaxie. 

i teraz reszta- te elementy nie zostały uwzglednione w liście ze Szkoły Rodzenia:

śpiworek- nie wiem czy przyda się na początku....podobno niektóre dzieci to znoszą, inne wydają się być wręcz uczulone;P

spad:)


Spodnie- polecone mi gorrrrąco przez koleżankę
a no właśnie- co z rajstopkami????????? 

pasiak- z kompletu h&m, dżins- z wymianki, reszta- spady.



A na koniec zagadka:
znajdź niepasujący element;P


a może czegoś nie wzięłam pod uwagę a w pierwszych tygodniach może okazać się niezbędne???? chodzi mi oczywiście o ciuszki...